Poroniłam, ale jestem mamą – historia Justyny
Co roku maj wygląda podobnie – wszędzie szczęśliwe mamy obsypywane życzeniami, kwiatami, prezentami… No tak, Dzień Matki. Koleżanki wrzucają zdjęcia z uśmiechniętymi dziećmi, w pracy chwalą się laurkami wykonanymi w przedszkolu, a ja… Przecież też jestem mamą – mamą mojego Aniołka. Szkoda, że tak niewiele osób to rozumie.
Straciłam Julkę 3 lata temu…
Była zupełnie nieplanowanym dzieckiem – skończyłam studia, chciałam skupić się na karierze, podróżach z dopiero co poślubionym mężem, życiu pełną piersią… Ale kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście, całkowicie przepadłam!
Rzuciliśmy się w wir przygotowań, natychmiast zmieniliśmy plan na całe nasze życie. Nawet przez sekundę nie myślałam, że coś może pójść nie tak, bo niby dlaczego? Właściwie nigdy nie mieliśmy poważniejszych problemów.
W 10 tygodniu trafiłam do szpitala z silnym krwawieniem, lekarz nie miał dobrych wieści, ale wtedy nic nie rozumiałam. Kiedy wszystko do mnie dotarło, przez jakiś czas nie mogłam dojść do siebie. Mój idealny plan, idealny obraz rzeczywistości, po prostu runął.
„Ale przecież to nie było jeszcze dziecko…”
Te słowa bolą chyba najbardziej, bo dla mnie Julka była (i jest!) ukochanym i wyczekiwanym maleństwem i po prostu moim dzieckiem. Nie interesuje mnie, co na ten temat mówi biologia – dla mnie liczą się tylko uczucia. Zaraz po stracie jedna z koleżanek chciała mnie „pocieszyć” właśnie w ten sposób i doskonale pamiętam, jak ostro zareagowałam. Powiedziała, że nie miała pojęcia, jaki to może sprawić ból! Wierzę jej, bo osobom, które nie przeżyły poronienia, często trudno jest zrozumieć towarzyszące w tym momencie emocje.
Aniołkowe mamy też obchodzą Dzień Matki
Tak naprawdę na co dzień żyję całkowicie normalnie, jestem szczęśliwa, nie rozpamiętuję i nie myślę „co by było, gdyby…”. Tęsknię za Julką, nie wypieram z pamięci tych kilku cudownych tygodni, ale już nauczyłam się z tym żyć.
Tylko Dzień Matki to taki szczególny czas, kiedy z jednej strony chciałabym świętować, a z drugiej wiem, że tak naprawdę mało kto uważa mnie za mamę… Czasami słyszę nawet, że aniołkowe mamy to wariatki, które nie potrafią pogodzić się ze stratą i rozpamiętują. Ale to nie o to chodzi – moja Julka ma mały grób, gdzie mogę ją odwiedzać, nosiłam ją pod sercem i po prostu czuję, że jest moim dzieckiem i chcę traktować ją właśnie w ten sposób, a o sobie myśleć „mama”.
Podziel się swoją historią
Zdjęcie: subbotina/pl.123rf.com