Myślałam, że nigdy nie zajdę w ciążę – dziś mam dwójkę maluchów
Chciałam podzielić się swoją historią, żeby dodać otuchy wszystkim tym, którzy borykają się z niepłodnością. Doskonale wiem, co to znaczy… Ta przejmująca bezsilność, myśli krążące ciągle wokół największego marzenia, łzy na widok malutkich ubranek w sklepie… To wszystko towarzyszyło mi codziennie przez 2 lata. Myślałam, że nigdy nie zajdę w ciążę, ale nie przestałam walczyć i jestem mamą!
Myślałam, że nigdy nie zajdę w ciążę i czułam się taka samotna…
Wydawało mi się, że jesteśmy w tym tylko ja i mąż – wszyscy na około co chwilę mówili nam, że spodziewają się dziecka, znajome i kuzynki zachodziły w ciążę „od tak” (a może tylko mi się tak wydawało, przecież mało kto opowiada o swoich problemach). A my – mimo ciągłych starań, badań, lekarzy – nic! Doszło do tego, że na widok małych dzieci, ubranek czy zabawek napływały mi łzy do oczu, nie potrafiłam się cieszyć szczęściem bliskich mi ludzi…
Do tego te ciągłe pytania – „a kiedy Wy?”
Jakby to było takie proste! Dosłownie każde spotkanie z rodziną czy znajomymi kończyło się tylko negatywnymi emocjami. Oczywiście przy nich starałam się trzymać dobrze, chociaż wewnątrz mnie buzowały smutek, złość, bezsilność, gniew… Dopiero w domu pozwalałam sobie na wybuch tych wszystkich emocji. Doszło do tego, że spotkań z innymi ludźmi unikałam jak ognia, nawet nie zliczę, ile przez te 4 lata posypało nam się znajomości.
Tutaj mój apel do wszystkich, którzy sami nie doświadczyli nigdy niepłodności (może to czytacie): pytania o ciążę, dziecko, powiększenie rodziny nie są na miejscu. Mogą naprawdę bardzo mocno zranić.
W końcu i nasza relacja zaczęła się sypać
Chociaż na początku wspieraliśmy się wzajemnie, chcieliśmy przejść przez to razem, na przekór całemu światu walczyć o nasze szczęście – ale w końcu, po ponad roku starań – nasz związek przeżywał prawdziwy kryzys. Wstyd się przyznać, ale traktowałam męża trochę jak „robota” – każdą owulację musieliśmy spędzić w łóżku, ściągałam męża z pracy, delegacji, nie było mowy o opuszczeniu tego „magicznego dnia”.
Doszło nawet do tego, że obwinialiśmy się wzajemnie. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na terapię u psychologa, bo nie chciałam stracić męża – mojego najlepszego przyjaciela.
Upragnione dwie kreski pojawiły się po 2 latach
2 lata starań, leczenia, chodzenia po lekarzach… Nie mogłam uwierzyć. Test, który wtedy zrobiłam, mam nawet nadal schowany głęboko w szafce… Później ginekolog potwierdził – ciąża. I to bliźniacza! Byliśmy chyba najszczęśliwszymi osobami na świecie, ale strach ciągle był. Czy uda się donosić? Ta obawa towarzyszyła mi niestety całą ciążę, ale na szczęście wszystko się udało.
Dziś jesteśmy rodzicami wspaniałych maluchów. Chociaż teraz mam już upragnione dzieciaczki, to doświadczenie zostawiło w moim sercu trwały ślad. Ale jednocześnie na pewno bardzo mocno mnie wzmocniło, wzmocniło też relację między mną a mężem. Czuję, że teraz pokonamy już wszystkie przeciwności.
Zobacz też: Nie możemy mieć dziecka… Co robić?
Zupełnie jak moja historia <3
Inspirująca historia, dziękuję 🙂